Obraz Serca Jezusowego
I. ZANIM POWSTAŁ NASZ OBRAZ
W 2004 roku krakowski artysta malarz Jerzy Witkowski przyjął od misjonarza należącego do Zgromadzenia Księży Sercanów zlecenie na namalowanie obrazu Serca Pana Jezusa. Artysta zgodził się wykonać pracę wiedząc, że jest to prawie niemożliwe. Od dłuższego czasu cierpiał ma chorobę Parkinsona, a jej objawy ostatnio bardzo się nasiliły. Jerzy Witkowski doświadczał epizodów „wyłączenia ruchu” i innych skutków choroby Parkinsona. Postępująca choroba zmniejszała szanse Artysty na namalowanie Obrazu.
Pomimo tych trudności dzieło w wymiarach 60 na 80 cm powstało. Jerzy Witkowski poprosił o współpracę małżonkę, także malarkę, Marię Samborską – Witkowską. Malowali na „dwa pędzle”. Tam gdzie choroba ograniczała możliwości jednego malarza wchodził do pracy drugi malarz. Precyzyjnie ustalając kolejne etapy działań, wprowadzając wzajemne korekty, dyskutując, intensyfikując pracę i pozostawiając czas na refleksję, małżonkowie–artyści zgodnie dążyli do ukończenia dzieła.
Po jakimś czasie zgłosił się pewien kapłan, na którym Obraz Jezusowego Serca zrobił wielkie wrażenie i zamówił jego replikę. Od tamtej pory kilka osób prosiło artystę o namalowanie kolejnych obrazów. Za każdym razem padały słowa o wyjątkowości Jezusowego Oblicza, o głębi spojrzenia i spokoju emanującym z Obrazu, o tym, że Obraz „mówi” i zostawia w sercach widzów trwały ślad. Na kolejne prośby o namalowanie Obrazu krakowscy artyści odpowiadali kolejnymi pracami. Z wielką radością zrealizowali zlecenie Wyższego Seminarium Duchownego Sercanów w Stadnikach i sercańskiej parafii w Bełchatowie. Choroba Parkinsona odbierając Panu Witkowskiemu możliwość poruszania się, nieuchronnie i ostatecznie odbierała także talent. Artysta nie godził się na to. Był zawsze obecny przy powstawaniu kolejnych dzieł, które wychodziły spod pędzla jego Małżonki. Akceptował jej poczynania, brał udział w dyskusjach, chciał patrzeć, jak powstają kolejne prace.
Pani Maria Samborska – Witkowska wspomina:
Jerzy zmarł 12 kwietnia 2012 roku. Na sztaludze stał mały, niedokończony obraz. 18 kwietnia odbył się pogrzeb. W południ, w słoneczny wiosenny dzień, w otoczeniu starych sosen siedziałam na ławce przed małą kaplicą na cmentarzu. Czekałam na Jurka. Groza jaka pojawiła się w chwili odejścia Jurka pozwalała mi jedynie na poddanie się rytuałowi. Za chwilę siedziałam na ławce w kaplicy z Jurkiem. Mszę Świętą miał odprawić Ks. Kazimierz Wyrwa z parafii pw. Zesłania Świętego, gdzie Jurek namalował w kościele parafialnym plafon „Zesłanie Ducha Świętego”. Zobaczyłam jednak trzech księży. Do modlitwy dołączył ks. Mikołajczyk z Dobczyc (w tamtejszym kościele znajduje się polichromia autorstwa Jurka) oraz ksiądz z klasztoru Bożego Ciała, gdzie Jurek przez wiele lat prowadził prace konserwatorskie. W czasie Mszy Świętej pojawiło się uczucie, które można zilustrować sceną, kiedy to znajdujące się pod moją opieką dziecko, dziecko które dopiero co zaczęło chodzić, widzi zbliżających się rodziców. Stawiam je na ziemi, rodzice przykucają rozkładając ręce bo dziecko zaczyna iść w ich kierunku. Obserwuję z najwyższą uwagą jak idzie, wreszcie trafia w ramiona rodziców, a moje zadanie zostało zakończone. Biorą je na ręce i odchodzą nie oglądając się za siebie. Uważam, że to uczucie, to ułamek sekundy łaski ulgi. Odszedł dorosły człowiek, ale Ten, który po niego wyszedł na próg życia musiał wyglądać tak jak Postać z Obrazu. W 2013 roku rozpoczęłam pracę nad dużym formatem Obrazu, pamiętając wskazówki Jerzego, z najwyższą uwagą wysłuchałam uwag ks. Jarosława Staszewskiego. Szczęśliwie, Obraz znajduje się w Sanktuarium w Szczecinie.
II. SZCZECIŃSKI OBRAZ SERCA JEZUSOWEGO
Kiedy księża sercanie przybyli pięć lat temu głosić misje święte do parafii pw. św. Józefa w Stargardzie, przywieźli ze sobą relikwie św. Małgorzaty Marii Alacoque i reprodukcje bełchatowskiego obrazu. Zrobił on ogromne wrażenie na duszpasterzach i wiernych.
W sierpniu 2013 r., po nominacji ks. Jarosława Staszewskiego (byłego proboszcza ze Stargardu) na funkcję proboszcza i kustosza Sanktuarium NSPJ w Szczecinie, skontaktował się on za pośrednictwem księży Sercanów z panią Marią Samborską, która zgodziła się namalować nowy obraz przeznaczony do Sanktuarium NSPJ w Szczecinie. Obraz miał być cztery razy większy (200 x 160 cm) od dotychczasowego obrazu Serca Jezusowego namalowanego przez Adolfa Hyłę.
Prace rozpoczęły się w październiku 2013 r. i trwały do połowy maja 2014 r. Pod koniec maja obraz trafił do Szczecina. Ramy do Obrazu zostały zamówiona w zakładzie stolarskim Janusza Piotrowskiego, a złocenia ich podjął się szczeciński konserwator zabytków Przemysław Manna.
Kiedy Jego Ekscelencja ks. abp Andrzej Dzięga, metropolita szczecińsko – kamieński, pierwszy raz zobaczył Obraz, jeszcze przed jego umieszczeniem w Sanktuarium, po chwili cichej medytacji wypowiedział tylko jedno słowo: „Manopello”. W oczach Księdza Arcybiskupa nasz Obraz wydał się niejako zapisem kolejnego etapu zmartwychwstawania Chrystusa Pana. Jego Oblicze, pozbawione już „brzydoty śmierci” i bolesnych zranień zadanych przez oprawców, widocznych jeszcze na chuście z Manopello, jaśnieje doskonałym pięknem.
Dzieło nie jest kopią poprzednich, mniejszych obrazów. Jest nowym dziełem, powtarzającym jedynie pierwotną kompozycję. Postać Chrystusa jest za każdym razem jakby na nowo sfotografowana.
Obraz przedstawia zmartwychwstałego Chrystusa, który wyrusza w stronę współczesnego człowieka z orędziem miłości miłosiernej. Lewą dłonią wskazuje na swoje gorejące Serce, które jest tej miłości widocznym znakiem i symbolem. Na wyciągniętej do przodu prawej, otwartej dłoni widnieje rana po ukrzyżowaniu. Ta dłoń szuka Twojej – Siostro i Bracie – dłoni, tak jak Jego spojrzenie szuka Twojego wzroku. Prawa dłoń jednocześnie wskazuje na umieszczone poniżej Obrazu tabernakulum, przypominając, że Namiot Spotkania nie jest pozbawiony Bożej Obecności, nie jest pusty. Lekko rozchylające się usta robią wrażenie, jakby powstawało na nich pierwsze słowo, które Zmartwychwstały właśnie zamierza wypowiedzieć do wciąż pełnych lęku uczniów: Pokój wam. Nie bójcie się! W twarzy Chrystusa znajdziesz jeszcze prawie niewidocznie ściągnięte brwi – to znak skupienia i wytężonej uwagi, najgłębszej troski i wrażliwości na wszystko, z czym do Niego przychodzisz.
Zapraszam do szczecińskiego Sanktuarium. Zapraszam do cichej modlitwy z tą radosną pewnością, że On uważnie Cię słucha, że nic, co dla Ciebie ważne, nie przestaje być ważne dla Niego. Że On rozumie, nawet wtedy, gdy nikt inny zrozumieć nie potrafi. Pozwól Jezusowi spojrzeć w Twoje serce. Niech Twój wzrok odnajdzie dobre spojrzenie Mistrza i Przyjaciela, który ma Serce dla każdego.
ks. dr Jarosław Staszewski SChr, kustosz Sanktuarium NSPJ